Odrywając się na chwilę od listopadowej zadumy i refleksji, spotkajmy się przy herbacie i pogadajmy o tym, co straciłam, zostając skrzypaczką. W poprzednim wpisie opublikowałam garść informacji, jak to jest z tym moim zawodem – na czym polega i jak wygląda mój grafik. Tym razem chcę wyrzucić z siebie wszelkie żale związane z tym, co straciłam, a w zasadzie – zostało mi odebrane bez mojej zgody!
Tożsamość pod znakiem zapytania
Człowiek stworzył skrzypce w poszukiwaniu doskonałości, żaden inny instrument, dosłownie i w przenośni, nie leży grającemu bliżej serca. Skrzypkowie tulą je do siebie jak małe dziecko, a skrzypce, wsłuchując się w najgłębsze zakątki ich duszy, wydają tony najbardziej osobiste. Wirtuozi potrafią wydobyć z nich tony i wibracje charakterystyczne wyłącznie dla własnej wrażliwości. Są one jedyne w swoim rodzaju – jak linie papilarne palców dotykających strun tego zadziwiającego instrumentu. Podobne kształtem do pięknej kobiety, delikatne, wymagają czułości i łagodnego traktowania (…)
/ Leo Leszek Kantor, Wyjechać ze skrzypcami /
Cytat piękny i wzniosły, lecz jedna zawarta w nim kwestia wymaga wyjaśnienia. Linie papilarne. Opuszki palców lewej ręki po intensywnym kontakcie ze strunami zaczynają przystosowywać się do nowych warunków. Pod naciskiem i naporem wytwarzają nową jakość skóry. W teście porównawczym polegającym na wymacaniu jednocześnie opuszek w prawej i lewej dłoni, moja lewa strona wypada po prostu gruboskórnie. Nadmiar naskórka w dodatku złuszcza się, pozostawiając ciekawe, nieregularne wgłębienia – a skoro asymetria jest modna od kilku sezonów, to nie płaczę z tego powodu. Linie papilarne w kilku punktach są po prostu… wytarte. Ale nic to! Prawdopodobnie wiolonczeliści i kontrabasiści mają jeszcze większy problem przy odblokowywaniu telefonów za pomocą skanu palca.
Tych lat nie odda nikt
Żyję intensywnie, ale jednocześnie czuję, że czas stroi sobie ze mnie żarty i upływa co najmniej dwa razy szybciej niż powinien. Być może nagłówek sugeruje, że zmarnowałam lata w szkole muzycznej albo w ogóle podważam sens mojej przyjaźni ze skrzypcami. Eeee, nie. Mogłabym więcej przeczytać, zobaczyć, napisać, poćwiczyć… w czasie poświęconym na szukanie eleganckich czarnych ubrań, które:
- trafiają w mój gust,
- są w akceptowalnej cenie,
- nie krępują ruchów,
- są pozbawione zbędnych ozdób, szczególnie w okolicy ramion i dekoltu,
- wytrzymają częste pranie i nie utracą głębi czerni.
Godziny spędzone pomiędzy wieszakami z czarnymi bluzkami są już nie do odratowania. Wycieczki do lumpeksów mogę podciągnąć pod kreatywne zwiedzanie świata, a szukanie wymarzonej tiulowej spódnicy w Internecie – pod ćwiczenie researchu, ale to bardzo naciągane tłumaczenia. Radary mam ciągle odpalone i już zacieram rączki na przedkarnawałowy rzut wieczorowych ciuchów. Jeśli jakaś szafiarka przypadkiem dobrnęła do tego momentu i dysponuje korzystną zniżką na wyjściowe czarne szmatki, to mogę rozważyć to i owo, oszczędzając sobie cennego czasu! :D
Z nudów? Nie znam.
Możecie wierzyć lub nie, ale nie pamiętam, jak to jest, kiedy człowiekowi doskwiera nuda. Uczucie nudy odeszło na dobre, kiedy każdą wolną chwilę trzeba było poświęcać na przygotowanie się na lekcję skrzypiec, na koncert, na konkurs, na egzamin – czyli dosyć dawno temu. Poszło i nie wróciło do dziś. Jakoś specjalnie za sobą nie tęsknimy, ale nie ukrywam, że odpoczynek czasami bywa dla mnie uciążliwą stratą czasu (!), choć staram się z tym walczyć i bez skrupułów uciąć sobie drzemkę raz na jakiś czas lub ślepo popatrzeć w odmóżdżający serial. Poza tym zawsze mam listę “to do” na teraz, na kiedyś, na później, oczywiście nie tylko związaną z muzycznym życiem.
Mam nadzieję, że słynna melodyjka wierci się Wam teraz w głowach!
A co zabrał bezpowrotnie Twój zawód? ;)