Do tej pory szaberplac funkcjonował w moim słowniku jako katowickie targowisko. Okazuje się jednak, że to słowo ściśle łączy się z historią Wrocławia i ma dużo głębsze znaczenie. Poznałam je w… teatrze!
Ugościła mnie Scena na Strychu Wrocławskiego Teatru Współczesnego. Pierwszy raz byłam w tej wyjątkowej przestrzeni, gdzie gra aktorska toczy się na wyciągnięcie ręki. Sztuka Szaberplac, moja miłość (reż. Tanja Miletić Oručević) rozgrywa się na tym samym poziomie, gdzie zasiada publiczność. W dodatku, odrywając wzrok od aktorów, można było obserwować reakcje tych, którzy siedzieli po przeciwnej stronie. Jednocześnie oglądasz i jesteś dla kogoś tłem. Fantastyczna sprawa!
Scenografię Szaberplacu tworzą żółte, rozłożone jak na koloniach materace, szare koce i wypełniona wodą dziura w posadzce bliżej nieokreślonego ośrodka. Zamknięci w nim migranci skazani są na siebie nawzajem, nie mają możliwości ucieczki, a kamera, (hm, Big Brother?) łypie na nich swoim okiem. Każdy z bohaterów tej historii ma ze sobą jakiś bagaż. Na środku sceny pojawia się też blaszana skrzynia, która, jak poszczególne postaci – przybiera co chwilę inną rolę na potrzeby asystowania w ich retrospekcjach.
W tych wszystkich historiach moją uwagę zwróciły dźwięki, znajome pizzicato – szarpiące strunę tak, jak i szarpali się ci wszyscy szabrownicy w akcji. Autorem warstwy muzycznej jest Szilárd Mezei, kompozytor i multiinstrumentalista urodzony w Serbii. W swojej twórczości łączy jazz, muzykę improwizowaną i folk, co przy pierwszym wrażeniu przypominać może totalny chaos. Ale taki właśnie jest szaberplac, w którym raz ty szabrujesz, a za chwilę obłupiają ciebie.
Sceny przywołujące ograbianie cudzych posesji mieszają się z ukazaniem strzępków relacji pomiędzy osadzonymi w ośrodku bohaterami. Najmocniej wyczuwalna jest pogarda. Kulturowa, religijna, wszechogarniająca. Nie jest mile widziany ani różaniec, ani młoda Ukrainka. Konwencję szarości przełamuje scena pomiędzy dwiema paniami domu, wyrzucającymi sobie wszystkie żale w rytm podkładu z siłowni. Ich ring wypełniają ciosy słowne. Argumenty-policzki wymierzane są stopniowo od drobnostek, przez wszelkie dobra materialne, aż do ukradzionej miłości męża rywalki i zdrady. I choć jest głośno i kolorowo, to w ostatecznym rozrachunku zupełnie inny wydźwięk przybiera ten sparing.
Z założenia Szaberplac to Wrocław z roku 1945. Pozostaje zapytać, czy przez te kilka pokoleń zdołaliśmy pozbyć się szabrowniczego imperatywu, czy może postępujemy podobnie, choć bez oblicza wojny, wyszarpując bez żalu cudzą godność…?
Wszelkie informacje i terminy znajdziecie na stronie Wrocławskiego Teatru Współczesnego
Autorką zdjęć użytych we wpisie jest Natalia Kabanow